wtorek, 11 kwietnia 2017

Triumf Pieśni

Triumf Pieśni

Z listem w ręce przemierzałam ulice Londynu, ukrywając twarz w cieniu.
Z listem w ręce przysłuchiwałam się każdemu szeptowi, każdej plotce o tobie i Zakonie Mimów.
Z listem w ręce szukałam znaku Twojej obecności, pierwszych zmian jakie wprowadziłaś.
Z listem w ręce, z obietnicą Pieśni Jutra, wyciągnęłam rękę po przyszłość.
Idę do ciebie, Paige, zawsze będę z tobą.







*w ciemnym pokoju widać słaby blask płomyka*
Stałam w pokoju, wdychając uliczne zapachy Londynu. Spowita odorem ryb, kurzu i gnijących śmieci wpatrywałam się w horyzont. Raz za razem czytałam list od ciebie, stary list, który dostałam w jednej ciemnej uliczce, a który dał mi nadzieję.
„Droga Natalio,
jest lepiej niż opowiadają plotki. Póki co żyję, choć utrzymanie tego stanu czasami graniczy z cudem. Cieszę się, że dotarłaś cała i zdrowa, witaj w Zakonie. Zakon to nie miejsce, to stan w jakim przechodzą informacje, byłaś bliżej niż myślałaś. Jeszcze jedno, pamiętaj, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy. Legenda o mnie, o moich wyczynach może i jest prawdziwa. Musisz tylko wychwycić, co ja sama bym zrobiła.
Nasza przyszłość jest na wyciągnięcie ręki, Pieśń Jutra się zbliża. Bądź ze mną.
P.”
Spoglądam na drugi list, dostarczony przed chwilą. Dotykam pieczęci na kopercie, wahając się – otworzyć czy nie?
Wiem, co może znajdować się w środku, ostatnio tylko o tym jednym mówisz. Wiesz, że nie będę ci długo odmawiać, przeważnie wtedy, gdy musimy rosnąć w siłę. Wykorzystujesz to, że nie chcę stać z boku i biernie znosić tego, co dla jasnowidzów zgotuje Sajon.
Gwałtownie rozrywam kopertę, a na stół wysuwa się pojedyncza karteczka. Tak mała, że można by ją uznać za notatkę, a nie za list. Kilka słów nakreślonych twoim pismem…
„W poprzednim liście pisałam – bądź ze mną. Teraz się pytam – jesteś?”
Czytam te kolejny raz, w kółko jakby miało mi się objawić nowe znaczenie tych kilku wyrazów. Nie napisałaś nic więcej, bo nic więcej nie jest potrzebne.
Zawsze jestem z tobą.



*sala treningowa wypełniona niemal po brzegi*
Przechodzę się wzdłuż szeregu pierwszych żółtodziobów. Odkąd przyjęłam stanowisko, jakie dla mnie zaplanowałaś, trafia mi się pierwszy sort nowych żołnierzy Zakonu. Wszyscy, co do jednego przechodzą przez ręce Łzawego Pawia – jednego z najbardziej bezlitosnych dowódców i jednego z najbardziej oddanych Zwierzchniczce. Tobie, Paige.
W sztywnym płaszczu z postawionym kołnierzem wyglądam niemal przerażająco. Niemal można się mnie bać, gdy rzucam krzywe spojrzenia tym małym jasnowidzom. Chcą coś zmienić, ale za bardzo się lękają i tylko ślepo podążają za innymi.
Jeden mój huk, a wszyscy stoją jak na musztrze.
- Dzisiaj pierwszy dzień w tej części syndykatu, dzieciaki! – mój głos rozchodzi się i wibruje w kościach. – Z plotek jakie krążą z ust do ust uważa się ten dzień za najgorszy, wiecie dlaczego?
Widzę jak wpatrują się w swoje buty, a kolory odpływają im z twarzy. BOJĄ SIĘ.
- No śmiało. Czy ja wyglądam na taką, co gryzie? – szczerzę do nich zęby, a gdy nieco się rozluźniają, kłapię szczękami. – Paw nie gryzie, może tego jednego się dzisiaj nauczycie.
- Uważają ten dzień za najgorszy, bo wszyscy trafiają do Ciebie, Łzawy Pawiu – słyszę cichy głos z końca szeregu.
Idę tam i moim oczom ukazuje się wysoki chłopak. Jest tak przeraźliwie chudy, że jeden podmuch wiatru mógłby go złamać w pół. Wzdycham. Przyszłość reblii, nie ma co.
- Na tej sali jestem Dowódcą, nie żadnym Łzawym Pawiem. Mam was nauczyć przeżyć, przekuć wasze jasnowidzenie z daru w broń przeciwko Sajonowi. Mam być bezlitosna, byście wiedzieli, że każdy pot przelany w tym miejscu ma znaczenie. Każde zmęczone mięśnie zbliżają nas do celu. A każdy ciężki oddech śpiewa o nadziei na lepsze jutro. Zrozumieliście?
Chłopka przede mną cicho mruczy, ale w jego spojrzeniu wiem, że nie boi się mnie tak bardzo. Zrozumiał.
- Czy wyraziła się jasno, czyście stracili wszyscy języki?! Zrozumieliście?! – grzmię, a przez głos odzywa się moje jasnowidzenie, które ostatnie głoski przemienia w dziki ryk.
Krzyczą jednym głosem, stając na baczność. Patrzę w ich twarze, które pomimo lęku teraz przedstawiają też determinację. I szacunek.
Czas zacząć zabawę.


Chodzę po sali i z przyjemnością patrzę jak moje żółtodzioby prezentują swoje umiejętności. Kierują przeciwko sobie swoje dary jak broń, pokazują, co mogą zrobić, gdy zostaną zapędzeniu w kozi róg. Spoglądam jak giętka wodniczka za jednym machnięciem ręki łączy wodę z duchem i kieruje to na swojego przeciwnika. W rogu sali dymnik stworzył dzięki swojemu jasnowidzeniu osłonę, a ja wyczuwam jak jego senny krajobraz przemieszcza się, by wreszcie otoczyć innego jasnowidza. Ale na środku z marsową miną stoi kościej, a w szachu trzyma nie jednego, a trzech żółtodziobów, którzy nie mogą poruszyć nawet małym palcem.
Z twarzą skrytą za kołnierzem podziwiam tych wszystkich młodych jasnowidzów. Są tak niepozorni – wyczerpani życiem na ulicach, wychudzeni do tego stopnia, że kości przebijają się przez skórę. Każdy sprawia wrażenie wątłego, ale to tylko wygląd zewnętrzny. W środku, tam gdzie ich dar łączy się z ich prawdziwym ja szaleje ogień. Chcą walczyć, chcą żyć bez strachu, chcą jeszcze kiedyś wrócić do domu, który nie będzie uginał się pod naporem Sajonu.
Gdy czasami poddaje się swojemu jasnowidzeniu, a moja czerwono-pomarańczowa aura otula mnie jak koc zdarza mi się widzieć więcej niż powinnam. I wiem, że przeżyjemy nawet te rzeczy, wierzę w nas.
Mogą nas zepchnąć z ulic i kazać się chować w mroku.
Możemy znaleźć ukojenie w ciemnościach, pełzać jak szczury po tunelach, zapomnieć jak wygląda świat.
Mogą nam zabrać nasze ulice, które zamieniły się w domy dla tysięcy jasnowidzów.
Mogą nam zabrać rodziny, upodlając kolejne państwa, skazując kolejne osoby na egzekucje.
Mogą nam zabrać swobodę, wprowadzając na ulice Tarcze Czuciowe. Wszczepiając w nas strach przy każdym alarmie. Odzierając nas z pozornego bezpieczeństwa, ukrywając to pieprzone urządzenie wszędzie, gdzie kiedyś były nasze, powtarzam NASZE miejsca.
Mogą nam zabrać anonimowość, codziennie pokazując nowe twarze na ekranach. Wysyłając listy gończe za nami.
Ale jednego pod twoim zwierzchnictwem Paige nam nie zabiorą. Nie zabiorą nam wolności, bo tej nie oddamy im dobrowolnie. Patrząc się na te żółtodzioby, które wyciskają z siebie ostatnie pokłady energii, które raz za razem upadają na deski szorując tyłkiem o parkiet. Mam nadzieję. Znowu tli się we mnie ten płomień, który mówi mi, że tym razem będzie inaczej. Tym razem nie poleje się tylko nasza krew.
Patrząc jak po sali krążą aury, jak stukają się sprzeczne jasnowidzenia widzę wolność. Teraz wiem, co próbowałaś mi przez ten cały czas pokazać. Coś, co ja usilnie ignorowałam…
My nie śpiewamy o lepszym jutrze, to w nas, w naszym sprzeciwie w głosie naszej rebelii brzmi Pieśń Jutra. A ja wraz z nowo wykutymi żołnierzami będę oglądać nasz wschodzący triumf.
Jestem z tobą, Paige. Gdziekolwiek będziesz mnie potrzebować.








To tylko trzecia część, a ja czuję się, jakbym już miała zakończyć moją rebelię z jasnowidzami. Oczekiwanie na kolejny tom, będzie dla mnie równoznaczne z oczekiwaniem na rozkazy od Paige. Muszę się ukryć, uczyć na błędach i czekać na znak.
Czytać między wierszami, które da mi Shannon.
Pieśń Jutra mogę porównać do bomby. Pierwsze rozdziały, które budują inny obraz relacji pomiędzy naszymi bohaterami jest jak impuls od przekaźnika, zaczyna się odliczanie. Kolejne rozdziały, które otwierają przed nami okropności wojny, poświęcenia rebelii, rozważne kroki dywersji naszej Paige są jak odliczanie, każde słowo jak mijająca sekunda zmniejsza odległość do wybuchu.
Ostatnie rozdziały, w którym osiągnięty jest punkt kulminacyjny – który nie jest w żaden sposób oczywisty ani tym bardziej ognisty jest jak pierwsza fala wybuchu. Czujemy ciepło i wiemy, że już za późno, by zacząć ewakuację. Później nadchodzą odłamki, który rozrywają nasze serce, ale i ciała zbudowane ze słów. Widzimy cierpienie, poświęcenie, kolejne ofiary walki o wolność. A na koniec nadchodzi ogień – który spala wszystko do cna. Koniec pozostawia z naszych myśli wypalone pole zboża – jesteśmy puści, zniszczeni. Wyjałowieni ze wszelkich emocji. Nie nadajemy się do niczego innego niż do obsesyjnego przeszukiwania książki w poszukiwaniu zaginionych stron.


Czy polecam? Muszę być szalona, albo moja aura musi kłamać. I może w rzeczywistości jestem ogniomistrzem, ale uwielbiam wybuchy. Oczarowana płomieniami mogę wpatrywać się godzinami w zgliszcza, zauroczona mogę podziwiać jak obrazy tańczą w czerwieni i pomarańczy. Igram z żywiołem, aż spłonę. 

Między wierszami tym razem jest ogień. 

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu SQN.

12 komentarzy:

  1. Jak zawsze zaskakujesz, zachwycasz i jak zawsze brak mi słów żeby lepiej wyrazić mój zachwyt. Powtórzę sie ale... Czekam na Twoją powieść!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolisz, że póki co pozostanę przy moim opowiadniu o doskonałych powieściach. <3

      Usuń
  2. Robiąc dzisiejsze książkowe zamówienie pomyślałam o "Królestwie Kanciarzy" oraz "Czasie żniw". Niestety z tego drugiego zrezygnowałam i wiem, że zrobiłam ogromny błąd. Przy najbliższej okazji kupuję dwa tomy, jak nie trzy tego cuda. Twoje słowa czarują, a mój portfel płacze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hipnotyzuję Cię i nawet nie wiesz, kiedy pieniądze uciekają Ci z portfela. ^^'
      Wiem, że nadrobisz serię, gdy tylko będziesz miała ku temu okazję i liczę, że spodoba Ci się ona tak samo jak mnie. <3

      Usuń
  3. Nie no, Ty to nazywasz #nierecenzją? Dla mnie to już wyższy poziom magii... <3 Zaczarowałaś lierki po mistrzowsku i tak sobie myślę, że mogłabyś pomóc Shannon dopisać ciąg dalszy! :D
    Zachwycasz mnie tymi małymi, pisarskimi dziełami sztuki i czuję się zmotywowana do ruszenia mózgownicą przy tworzeniu własnych. Zainspirowałaś mnie do pewnych recenzyjnych zmian i chyba trochę poeksperymentuję u siebie :D
    Czytałam dwie poprzednie części jakoś rok temu i chociaż nieprzezwoicie kusisz "Pieśnią jutra" to chyba jednak poczekam na kolejne tomy, żeby skacować się raz a dobrze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam żadnej innej nazwy, więc póki co pozostajemy przy #nierecenzji. XD
      Już niedługo spotkam się z Shannon, może rzucę jej sugestię albo dwie!
      Cieszę się ogromnie, że mogę motywować innych i jestem ciekawa, jakie zmiany wprowadzisz u siebie. Pamiętaj, nie bój się eksperymentować. Najlepsze rzeczy w życiu przychodzą do nas niespodziewanie. Czasami myślimy nawet, że to pomyłka! :D

      Usuń
  4. Przepadłam przy czytaniu Twojej recenzji. Coś czuję, że będę tu codziennie zaglądać i czekać na więcej wpisów!
    http://podroozdokrainyksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak przypadło Ci do gustu moje pisanie i rozgościsz się tu na dobre. <3

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam dwie poprzednie części tej serii i jako całość wypadły naprawdę dobrze.Pierwsza lepiej,ale druga też nie jest zła.Jestem ciekawa trzeciego tomu i będę musiała wkrótce go sobie sprawić. :)
    Pozdrawiam!
    http://olalive-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeci tom to przede wszystkim akcja! Czegoś takiego się nie spodziewałam, ja byłam i nadal jestem zachwycona. Cichutko liczę, że i Tobie książka przypadnie do gustu. :)

      Usuń