piątek, 31 marca 2017

Królewska bajka o potworach

Co czai się w Królestwie?

Ta historia miała miejsce w bardzo odległym świecie. Było to miejsce bardzo brutalne, niemal zwierzęce, gdzie krew płynęła ulicami. Był to tak przerażający świat, że do tej pory ludzie boją się o nim mówić, jedynie karty książek są w stanie przechować to okrucieństwo bez uszczerbku na substancji. Opowiem Wam historię o potworach, które w ludzkich twarzach chodziły po Ketterdamie – o Wronach.
„Powiem ci coś w tajemnicy, Hanno: te najstraszniejsze potwory nigdy nie wyglądają jak potwory.”
 







Ta historia jest o Brudnorękim, który świat poznawał przez rękawiczki. Jego palce nigdy nie dotknęły rzeczywistości, nigdy nie skosztowały smaku pomocnej dłoni, przyjacielskiego uścisku. Znały za to chłód trupa, zwalniające tętno, nacisk spustu pistoletu i szorstkość kart. Były to dłonie bezwzględnego oszusty, który wiedział jak jedną ręką odwrócić wzrok, by ta druga spokojnie mogła Ci zabrać to, co najcenniejsze. Mnie tak oszukał. Jedną smukłą dłonią pokazywał mi okrucieństwa gangu, a drugą powoli okradał mnie z miłości. Miłości do niego. Potwór o twarzy chłopca, który znał tylko jedno uczucie – gorzki posmak zemsty. Ten ogień napędzał go, unosił do rzeczy niemalże niemożliwych, ale nie dla niego. On nie zna słowa nie. Nie ugnie się przed niczym, przeważnie dla ukochanej. Rozedrze świat na strzępy, oszuka oszustów i zabije dla informacji. Dla niej – symbolu lekkiego powiewu nadziei, znaku jego odkupienia.

Ta historia jest o Zjawie, które prawdziwie wolna czuła się jedynie na linie, w powietrzu. Jej ciało poznało smak żelaza ostrzy, tortur szpicury i nachalnych dłoni klientów. Jednak to ciało wciąż pamiętało, że ma swoje skrzydła, które mogą ją unieść, zabrać daleko od zła, przed którym przestrzegali ją bogowie. Jej ciało marzyło, by móc czuć bez odrazy, by czerpać od innych bez mdłości. By cieszyć się dotykiem pewnego potwora w rękawiczkach. Walczyła w imię przyjaciół, tańczyła na linie z nożami, jakby tym miała odkupić inne życia. Zabijała, by dać pozostałym Wronom nadzieje na życie. Na życie bez dyszących w kark oszustów, bez płatnych zabójców. I w imię swojej wolności.

Ta historia jest o snajperze, którego świat ograniczał się do pieniędzy i kart. Widział swoją przyszłość w dostatku asów, królów, dam… Hazardem chciał wymazać ze swojego umysłu smutną prawdę o sobie. O tym, że jest błogosławiony i zawsze trafia do celu. Nie potrafił powiedzieć prawdy, ale nie potrafił też dalej kłamać. Jego opowiastki, półprawdy powoli go zjadały, aż pewien Kupczyk i smukła Zjawa powiedzieli, że przepraszam nic nie da, że trzeba obiecać nigdy więcej nie popełniać tych samych grzeszków. To dało mu nadzieję na odzyskanie swojego ja, odnalezienie drogi dla swojego daru.

Ta historia jest o kupczyku – potworze o dwóch twarzach. Miał twarz chłopca, dla którego tajemnicą były litery na papierze. I ta, zawsze uginała kark przed ojcem. Miał twarz naukowca, który w umyśle widział związki chemiczne i momentalnie wiedział, jak będą wybuchać. I ta, wolałaby splunąć w twarz ojca niż ugiąć się pod nim. Kolejne skoki, lawirowanie na granicy życia, ucieczki przed pociskami, zalotne spojrzenia dały mu nadzieję na znalezienie swojego miejsca. Wśród Wron, gdzie nie liczyło się nazwisko, brak, a to, co mógł od siebie wnieść.

Ta historia jest o ciałobójczyni, powabnej dziewczynie, która sięgnęła samego piekła i zabrała stamtąd pamiątkę. Nie czuła już pulsującej krwi, pracujących mieśni, bo w jej żyłach śpiewał mrok. A nagiąć do swojej woli pozwalała jej jedynie przeszłość. Panowała nad tym, co było i nigdy do życia nie powróci. Posiadła moc, jakiej Grisza nigdy posiąść nie powinien, bo nie czerpała ona energii z życia. Ciałobójczyni utraciła swoją nadzieję, ale jej miłość sprawiła, że mogła dać nadzieję innym. Tym, którzy jej nienawidzili.

Ta historia jest o drüskelle, który zmienił swoje życie. Już nie patrzył oczami zimnymi jak lodowce, a potrafił spojrzeć z uczuciem, pożądaniem, a niekiedy radością. Twardy wojownik nauczył się jak żyć, by czerpać z tego życia garściami. Dowiedział się jak wygląda realny świat, pełen sprzeczności, nieoczekiwanych znajomości, wrogów wśród rodziny. I potrafił zmurzyć muru w swoim umyśle, odrzucić swoją naturę, by zostać jedną z Wron. Miał nadzieję, że odnajdzie swój dom – w ramionach zniszczonej ciałobójczyni. Znalazł. I wraca tam, gdzie czuje, że jest jego miejsce.

Ta historia jest o szóstce wron, najgorszych z potworów w Ketterdamie. Nie wiesz kiedy je spotkasz, czy za moment na ulicy, czy gdy obudzisz się w swoim łóżku. Są Twoim cieniem, zawsze podążają za Tobą i czekają na dogodny moment, by rozliczyć Cię z Twoich grzechów.
Oszukają Cię i stracisz wszystko.
Zemszczą się za zniewagę, jakiej się dopuściłeś.
Zabiją, gdy postawisz nogę na nieodpowiednim kamieniu.
Zmanipulują, bo nie patrzysz się na ich dłonie.
Ale te potwory dadzą Ci coś jeszcze, coś czego się po nich nie spodziewałeś.
Nadzieję. Choćbyś upadł na samo dno, choćby to było same piekło pokażą Ci, że dla nadziei warto jest się czołgać. Drapać pazurami o kraty, by zaznać pieśni jutra.
Bo nadzieja nie jest monopolem, przysługuje nawet najgorszym z nas…


W dalszym ciągu nie potrafię się pozbierać po tym, co w „Królestwie Kanciarzy” przyszykowała dla mnie Leigh. Doskonale wiedziałam, że tak mną sponiewiera, że będzie mnie rzucało po ścianach przez najbliższy tydzień. Ale nie pomyślałabym, że z chirurgiczną precyzją jedną sytuacją wytnie mi serce i zostawi czarną dziurę. Wielką otchłań bólu, cierpienia, ale też i nadziei, którą będę chciała zapić cysterną wina. Bo do końca wierzyłam, że może coś jeszcze zmienić. Modliłam się, by cofnęła to, co stworzyła, by znalazła magiczny griszowski sposób na życie.
Miałam nadzieję, że nie zabije na ostatnich stronach. A zrobiła to.
„Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów.” – słodka nadzieja dla czytelnika, która jest zarazem najdoskonalszym z kłamstw.

Leigh do końca pozostanie dla mnie największą oszustką tej serii. Jedynie ona jednym opisem, mało znaczącymi słowami potrafi odwrócić Twój wzrok, by móc w kolejnym rozdziale wykiwać Cię. By pokazać, że ukradła Twoją uwagę, a Ty jak ostatni leszcz dałeś jej to zrobić. Iluzjonistka, która rozwiązania najbardziej beznadziejnych spraw wyciąga spomiędzy wierszy jak asy z rękawa. Magiczka, która oczaruje Cię słowem, sprawi, że poczujesz się częścią czegoś wielkiego, a później zniszczy to wszystko.
Gdy z kolejnym rozdziałem będzie robiła małe nacięcia na Twoim sercu, by każda sytuacja niemożliwa wkuwała Ci tam szpilki. A w ostateczności, by rozerwać to serce jak Wrona, ptak padlinożerca, który rusza tylko martwych.
A Ty pod koniec tej książki jesteś martwy.



Czy polecam? Dla mnie to pytanie retoryczne, na które nie będę produkować odpowiedzi. Znajdź moment, w którym napisałam, czym dla mnie jest ta historia. Spójrz na to jak na sztuczkę kanciarza – nauczyłam się tego od Wron. 

4 komentarze:

  1. Mówiłam Ci, że mam silną wolę, jednak Twoja recenzja jest genialna. Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić "Królestwo...". To Twoja wina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani trochę nie czuję się winna, chyba przez CK nie mam już serca. XD

      Usuń