Co czai się w Królestwie?
Ta historia miała miejsce w bardzo odległym świecie. Było to
miejsce bardzo brutalne, niemal zwierzęce, gdzie krew płynęła ulicami. Był to
tak przerażający świat, że do tej pory ludzie boją się o nim mówić, jedynie
karty książek są w stanie przechować to okrucieństwo bez uszczerbku na
substancji. Opowiem Wam historię o potworach, które w ludzkich twarzach
chodziły po Ketterdamie – o Wronach.
„Powiem ci coś w tajemnicy, Hanno: te najstraszniejsze
potwory nigdy nie wyglądają jak potwory.”
Ta historia jest o Brudnorękim, który świat poznawał przez
rękawiczki. Jego palce nigdy nie dotknęły rzeczywistości, nigdy nie skosztowały
smaku pomocnej dłoni, przyjacielskiego uścisku. Znały za to chłód trupa,
zwalniające tętno, nacisk spustu pistoletu i szorstkość kart. Były to dłonie
bezwzględnego oszusty, który wiedział jak jedną ręką odwrócić wzrok, by ta
druga spokojnie mogła Ci zabrać to, co najcenniejsze. Mnie tak oszukał. Jedną
smukłą dłonią pokazywał mi okrucieństwa gangu, a drugą powoli okradał mnie z
miłości. Miłości do niego. Potwór o twarzy chłopca, który znał tylko jedno
uczucie – gorzki posmak zemsty. Ten ogień napędzał go, unosił do rzeczy
niemalże niemożliwych, ale nie dla niego. On nie zna słowa nie. Nie ugnie się
przed niczym, przeważnie dla ukochanej. Rozedrze świat na strzępy, oszuka oszustów
i zabije dla informacji. Dla niej – symbolu lekkiego powiewu nadziei, znaku jego
odkupienia.
Ta historia jest o Zjawie, które prawdziwie wolna czuła się
jedynie na linie, w powietrzu. Jej ciało poznało smak żelaza ostrzy, tortur
szpicury i nachalnych dłoni klientów. Jednak to ciało wciąż pamiętało, że ma
swoje skrzydła, które mogą ją unieść, zabrać daleko od zła, przed którym
przestrzegali ją bogowie. Jej ciało marzyło, by móc czuć bez odrazy, by czerpać
od innych bez mdłości. By cieszyć się dotykiem pewnego potwora w rękawiczkach.
Walczyła w imię przyjaciół, tańczyła na linie z nożami, jakby tym miała odkupić
inne życia. Zabijała, by dać pozostałym Wronom nadzieje na życie. Na życie bez
dyszących w kark oszustów, bez płatnych zabójców. I w imię swojej wolności.
Ta historia jest o snajperze, którego świat ograniczał się
do pieniędzy i kart. Widział swoją przyszłość w dostatku asów, królów, dam…
Hazardem chciał wymazać ze swojego umysłu smutną prawdę o sobie. O tym, że jest
błogosławiony i zawsze trafia do celu. Nie potrafił powiedzieć prawdy, ale nie
potrafił też dalej kłamać. Jego opowiastki, półprawdy powoli go zjadały, aż
pewien Kupczyk i smukła Zjawa powiedzieli, że przepraszam nic nie da, że trzeba
obiecać nigdy więcej nie popełniać tych samych grzeszków. To dało mu nadzieję
na odzyskanie swojego ja, odnalezienie drogi dla swojego daru.
Ta historia jest o kupczyku – potworze o dwóch twarzach.
Miał twarz chłopca, dla którego tajemnicą były litery na papierze. I ta, zawsze
uginała kark przed ojcem. Miał twarz naukowca, który w umyśle widział związki
chemiczne i momentalnie wiedział, jak będą wybuchać. I ta, wolałaby splunąć w
twarz ojca niż ugiąć się pod nim. Kolejne skoki, lawirowanie na granicy życia,
ucieczki przed pociskami, zalotne spojrzenia dały mu nadzieję na znalezienie
swojego miejsca. Wśród Wron, gdzie nie liczyło się nazwisko, brak, a to, co
mógł od siebie wnieść.
Ta historia jest o ciałobójczyni, powabnej dziewczynie,
która sięgnęła samego piekła i zabrała stamtąd pamiątkę. Nie czuła już
pulsującej krwi, pracujących mieśni, bo w jej żyłach śpiewał mrok. A nagiąć do
swojej woli pozwalała jej jedynie przeszłość. Panowała nad tym, co było i nigdy
do życia nie powróci. Posiadła moc, jakiej Grisza nigdy posiąść nie powinien,
bo nie czerpała ona energii z życia. Ciałobójczyni utraciła swoją nadzieję, ale
jej miłość sprawiła, że mogła dać nadzieję innym. Tym, którzy jej nienawidzili.
Ta historia jest o drüskelle, który zmienił swoje życie. Już
nie patrzył oczami zimnymi jak lodowce, a potrafił spojrzeć z uczuciem,
pożądaniem, a niekiedy radością. Twardy wojownik nauczył się jak żyć, by czerpać
z tego życia garściami. Dowiedział się jak wygląda realny świat, pełen
sprzeczności, nieoczekiwanych znajomości, wrogów wśród rodziny. I potrafił
zmurzyć muru w swoim umyśle, odrzucić swoją naturę, by zostać jedną z Wron.
Miał nadzieję, że odnajdzie swój dom – w ramionach zniszczonej ciałobójczyni.
Znalazł. I wraca tam, gdzie czuje, że jest jego miejsce.
Ta historia jest o szóstce wron, najgorszych z potworów w
Ketterdamie. Nie wiesz kiedy je spotkasz, czy za moment na ulicy, czy gdy
obudzisz się w swoim łóżku. Są Twoim cieniem, zawsze podążają za Tobą i czekają
na dogodny moment, by rozliczyć Cię z Twoich grzechów.
Oszukają Cię i stracisz wszystko.
Zemszczą się za zniewagę, jakiej się dopuściłeś.
Zabiją, gdy postawisz nogę na nieodpowiednim kamieniu.
Zmanipulują, bo nie patrzysz się na ich dłonie.
Ale te potwory dadzą Ci coś jeszcze, coś czego się po nich
nie spodziewałeś.
Nadzieję. Choćbyś upadł na samo dno, choćby to było same
piekło pokażą Ci, że dla nadziei warto jest się czołgać. Drapać pazurami o
kraty, by zaznać pieśni jutra.
Bo nadzieja nie jest monopolem, przysługuje nawet najgorszym
z nas…
W dalszym ciągu nie potrafię się pozbierać po tym, co w „Królestwie
Kanciarzy” przyszykowała dla mnie Leigh. Doskonale wiedziałam, że tak mną
sponiewiera, że będzie mnie rzucało po ścianach przez najbliższy tydzień. Ale
nie pomyślałabym, że z chirurgiczną precyzją jedną sytuacją wytnie mi serce i
zostawi czarną dziurę. Wielką otchłań bólu, cierpienia, ale też i nadziei,
którą będę chciała zapić cysterną wina. Bo do końca wierzyłam, że może coś
jeszcze zmienić. Modliłam się, by cofnęła to, co stworzyła, by znalazła
magiczny griszowski sposób na życie.
Miałam nadzieję, że nie zabije na ostatnich stronach. A
zrobiła to.
„Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów.” – słodka nadzieja
dla czytelnika, która jest zarazem najdoskonalszym z kłamstw.
Leigh do końca pozostanie dla mnie największą oszustką tej
serii. Jedynie ona jednym opisem, mało znaczącymi słowami potrafi odwrócić Twój
wzrok, by móc w kolejnym rozdziale wykiwać Cię. By pokazać, że ukradła Twoją
uwagę, a Ty jak ostatni leszcz dałeś jej to zrobić. Iluzjonistka, która
rozwiązania najbardziej beznadziejnych spraw wyciąga spomiędzy wierszy jak asy
z rękawa. Magiczka, która oczaruje Cię słowem, sprawi, że poczujesz się częścią
czegoś wielkiego, a później zniszczy to wszystko.
Gdy z kolejnym rozdziałem będzie robiła małe nacięcia na
Twoim sercu, by każda sytuacja niemożliwa wkuwała Ci tam szpilki. A w ostateczności,
by rozerwać to serce jak Wrona, ptak padlinożerca, który rusza tylko martwych.
A Ty pod koniec tej książki jesteś martwy.
Czy polecam? Dla mnie to pytanie retoryczne, na które nie
będę produkować odpowiedzi. Znajdź moment, w którym napisałam, czym dla mnie
jest ta historia. Spójrz na to jak na sztuczkę kanciarza – nauczyłam się tego
od Wron.
czysta perfekcja i poezja *.*
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie obrosnę w piórka!
UsuńMówiłam Ci, że mam silną wolę, jednak Twoja recenzja jest genialna. Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić "Królestwo...". To Twoja wina.
OdpowiedzUsuńAni trochę nie czuję się winna, chyba przez CK nie mam już serca. XD
Usuń