Czyli jak sobie radzę z pogodą za oknem...
Mamy już kalendarzową jesień i nawet pogoda za oknem zaczyna się z tym faktem utożsamiać – deszcze, wiatry i ogólna szarość, czyli faza przejściowa. Jak się z tym czuję? Staram się nie poddawać tej szarej aurze, robić swoje oraz cieszyć się z nadchodzącego okresu małych nawyków…
Jeśli jesteście ze mną od dłuższego czasu, to doskonale
wiecie, że należę do wąskiego grona ciepłolubnych czytelników. Najlepiej czuję
się w pełni lata, gdy słońce świeci wysoko na niebie, zewsząd otaczają mnie
soczyste kolory. I przede wszystkim, gdy jest ciepło.
Jednak każda pora rządzi się swoimi prawami, tym samym ma
charakterystyczne dla siebie zjawiska, na które wpływu nie mamy, ale które
możemy uzupełnić małymi tradycjami. Mam kilka takich „rzeczy”, które robię na
ogół jesienią, ot takie nawyki. I właśnie dzisiaj chciałabym opowiedzieć o
niektórych z nich.
- Jesień nieodmiennie wiąże się z filmowymi maratonami dwóch książkowych ekranizacji. W tym okresie na przemian w moim domu leci Harry Potter i Władca Pierścieni. Taką tradycję zapoczątkowała u mnie moja mama, która obie serie kocha i pochłonęła w zawrotnej prędkości (ostatni tom HP przeczytała w jeden dzień, pamiętam jakby to było wczoraj jak czekała na premierę i ani na chwilę nie oderwała się od lektury – z książką gotowała nawet obiad!). Tradycja to dobrze użyte słowo w tym przypadku, bo oglądamy to tak często, że większość dialogów znamy na pamięć, pewne kwestie mówimy z bohaterami, najczęściej przekrzykując jeden drugiego.
- Okres jesiennego deszczu to również w moim przypadku okres Maas. Na ogół na jesień wychodziła nowa powieść z serii Szklanego Tronu, na którą czekałam jak na szpilkach. Maratony czytania całej dotąd wydanej serii, powtarzanie chociaż ostatniego tomu, spisywanie wszystkich teorii co do akcji w tej najnowszej części. Takie przygotowanie na kaca/depresję/płacz (niepotrzebne skreślić), które przygotowała dla mnie Maas. Kolejna mała tradycja, od której nie odejdę – „Tower of Dawn” grzecznie czeka na stosiku tbr. Grzecznie… Dobra, to jest niedopowiedzenie roku. Widzę Chaola zaraz po przebudzeniu i prosto przed snem. Patrzy na mnie z wyrzutem, nawet zdaje się do mnie mówić: „Natu, nie ociągaj się! Czytaj, co masz do przeczytania i nie każ mi czekać dłużej. Chcę Ci złamać serce, teraz.”. Taki sekrecik, ostatnio podzieliłam się z Wami moim brzydkim czytelniczym nawykiem – czytania ostatniej strony książki. Natury nie oszukam, zatem jak na mnie przystało i tutaj uległam. A później wyłam idąc ulicą, tuląc ToD do piersi. Złamane serce, płacz, smutek, ciekła depresja i odkażanie ran wewnętrznych winem (tutaj wszystko potrzebne, nic nie trzeba skreślać) murowane.
- Jesienne czytanie wiąże się u mnie również ze zmianami w doborze lektur, ale i… Zakładek! Tak, gdy tylko nastają pierwsze deszcze, czy drzewa zmieniają swoje barwy bojowe… U mnie zmieniają się najczęściej używane zakładki. Nastaje pora tych w odpowiednim klimacie: ze smutnym deszczowym kotem, z pomarańczowymi drzewami. Chociaż w tym roku może mi być ciężko porzucić ukochanego Cassiana (który towarzyszmi mi dosłownie przy każdej nowej lekturze i którego jak twierdzi Ania nie mogę przestać miziać – temu ostatniemu zaprzeczam, to tylko teorie spiskowe!) i wymienić go na jakiś „jesienny widoczek”.
- Możecie wiedzieć lub nie, ale z dumą mogę się nazwać herbatoholiczką. W mojej szafce kuchennej stoi kilkadziesiąt pojemniczków, czy torebek, które czekają na nadejście jesieni i tradycyjne parzenie herbaty. Teraz napiszę coś, co może źle zabrzmieć, ale jestem herbacianą rasistką. Pewnie większość z Was wie, że nie toleruję tych torebkowych wynalazków, wolę tradycyjne pozbawione chemii fusiary. Torebki od herbaty zawierają dużo szkodliwych składników, co skutecznie mnie od nich odstrasza. Poza tym ich odpowiedniki w fusach są lepsze w smaku, wyrazistsze i bardziej wydajne. Napiszę kolejny fakt, który może Was zszokować, ale… Nie pijam herbaty z cytryną, bo to najbardziej szkodliwy wymysł. W herbacie zawarty jest glin, który w najczystszej postaci herbaty nie jest przez nasz organizm przyswajany. Jednak gdy parzymy herbatę i od razu bezpośrednio do niej dodajemy cytrynę, składniki zawarte w tym cytrusie sprawiają, że glin staje się przyswajalny przez nasz organizm. A jest to czynnik szkodliwy dla człowieka. Lepiej postawić na herbaty, które zawierają w sobie suszone owoce na przykład grefruta/pomarańczy, skórkę cytryny, czy nawet liście hibiskusa, które dają taki sam kwaskowy posmak, co plasterek cytryny. Nie każda herbata nadaje się na okres jesienny – zielone są bardziej orzeźwiające i pasują do lata, tak samo wszelkie dodatki typu maliny czy truskawki (moja ulubiona letnia zielona herbata z dodatkiem plasterków suszonej truskawki). Na deszczowe dni bardziej nadaje się czarna Ceylon, Assam czy suszone kwiaty hibiskusa, płatki bławatka lub nagietku. Czarna herbata ma właściwości pobudzające, zatem wyrwie nas z takiego jesiennego dołka, postawi na nogi nawet w najbardziej szary dzień (taki odpowiednik kubka kawy). Gdybym mogła Wam polecić, spróbujcie kiedyś: czarnej herbaty z dodatkami (kawałków pomarańczy, migdałów, goździka, cynamonu oraz kwiatu nagietka) czy czarnej z dodatkiem (skórki cytryny, imbiru, płatków bławatka i nagietka) albo kwiatu hibiskusa (w zestawieniu z owocem bzu czarnego, skórką dzikiej róży oraz płatkami nagietka). Nigdy nie zostawiajcie fusów w kubku! Herbaty nie można parzyć za długo, bo tracimy jej smak na rzecz nuty goryczy, a to jest bleh. Oczywiście długość parzenia zależy od wody (twarda/miękka) czy rozdrobnienia liści herbaty, ale na ten moment dla Was najlepiej zapamiętać: średnia długość parzenia to około 3-4 minut. Dobrze zaparzona herbata utworzy na powierzchni delikatną piankę, będzie miała lekki aromat i oczywiście będzie pozbawiona gorzkiego smaku. Inaczej jest z hibiskusem, który długo parzony daje kwaskowy smak, kojarzący się z witaminą C. I słusznie, bo ten susz zawiera w sobie owej witaminy i tym samym podnosi naszą odporność. Oczywiście taki napar można jak najbardziej posłodzić, choć ja sama nie jestem tego zwolenniczką. Uważam, ze dodawanie cukru do herbaty zabija cały smak.
Trudno nie zauważyć, że najważniejszym jesiennym nawykiem w
moim przypadku jest herbata. Nie wyobrażał sobie dnia przez porządnie
zaparzonego naparu grzejącego ręce, koca okrywającego nogi i dobrej książki
(najlepiej od Maas).
Mam nadzieję, ze post pokazał Wam, że można cieszyć się z
pory roku, nawet wtedy, gdy nie za bardzo się za nią przepada. I wyciągać z
niej wszystko, co najlepsze (czyli herbatę!). Sypnęłam Wam garścią faktów nie
tylko z mojego życia, ale również ze świata i liczę, że kiedyś Wam się one
przydadzą.
Teraz jestem ciekawa, czy Wy macie jakieś swoje jesienne
tradycje…
Niestety nie masz racji jeśli chodzi o połączenie herbata + cytryna. Owszem, przez cytrynę z herbaty uwalnia się glin, który jest dla nas szkodliwy, ale tylko wtedy, kiedy w kubku znajdują się jednocześnie torebka/fusy i cytryna. Jeśli dodamy cytrynę po wyjęciu torebki lub fusów, wtedy nic się nie uwalnia i herbata nie staje się szkodliwa :)
OdpowiedzUsuńCo do całego postu – uwielbiam takie jesiennie, wprowadzające w ten klimat wpisy na bloga🍂 Sama zbieram się już od tygodnia do napisani takiej notki, ale muszę dopracować wszystko na ostatni guzik, bo jest to wyjątkowa dla mnie pora roku♥️
Pozdrawiam, Domi z bloga ohbookishme.
Wydawało mi się, że zrozumiale napisałam, że przy parzeniu herbaty i bezpośrednim dodaniu cytryny. Widocznie zbyt zawile to wyjaśniłam, ale chodziło mi dokładnie o to, co napisałaś w komentarzu. :D
UsuńA to może mi coś umknęło 🙈 Najważniejsze, że wszystko wyjaśnione! :D
UsuńJejku, zazdroszczę mamy *.* u mnie rodzice niestety uważają Harry'ego Pottera za durne wymysły :/
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie mam żadnych jesiennych (w sumie z żadnej pory roku) nawyków. Może jednak pora to zmienić :D
Ale muszę poszukać w mieście takiego sklepu z herbatami i spróbować z dwóch czy trzech różnych smaków. Może wtedy trochę bardziej przekonam się do jesieni.
To moja mama zapoczątkowała czytanie w moim domu, ja dzieciństwo spędziłam z HP, a mój brat z LOTR.
UsuńHerbata to jedyne, co dobre w jesieni! Mam nadzieję, ze w Twoim mieście jest porządna herbaciarnia, gdzie znajdziesz swoją idealną czarną na pochmurne wieczory! <3
LOTR jeszcze wciąż przede mną. Chciałam przeczytać w wakacje ale jakoś nie wyszło. Spróbowałabym na jesień ale za dużo czeka nieprzeczytanych na półce :P
UsuńMyślę że w Warszawie to na pewno się jakaś znajdzie. Chyba jedna mijałam jeżdżąc na uczelnię. Oby tylko ceny nie były zawrotne.
LOTR w książkowej wersji również przede mną, w tej kwestii brat mnie wyprzedził. XD
UsuńNiestety ceny fudiarą potrafia być z kosmosu, ale warto zrobić research i zobaczyć, gdzie będzie najtaniej. :D
Mama gotująca obiad z HP w ręku? Jak tu nie kochać Runi!? No jak?! <3
OdpowiedzUsuńJesienne maratony Maas to obowiązek. Przez najbliższe 50 lat to my będziemy gotować obiad 5 września zawsze z książką w ręku. A raczej "dzieci, dzisiaj pizza". :D
ToD to pewnie tak nam złamie serce, że do wiosny się nie podniesiemy. Powstaniemy dopiero wraz z nowelką ACOTARu. ;)
Teoria spiskowa? Ja sobie wypraszam, wszystko jest dostępne w zapisie zdjęciowym na pewnym Instagramie _cabeswaterqueen_. ;) Na dodatek #Natussian 4ever&ever. <3
Natu, Ty nasz mistrzu parzenia herby! :D
Runia podbija serca wszystkich moich przyjaciół. XD
UsuńEwentualnie: "Dzisiaj gotuje tata, więc nie umrzemy z głodu!".
Zapewne tak będzie, przez miesiące nie podchodź do nas bez kija, albo wina...
Ciiii, jeszcze ludzie zaczną sprawdzać o co chodzi z tym mizianiem! XD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa pijam zieloną herbatę cały rok, bo ją uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńNo można i tak! Ale ulubionych smaków nie można się od tak wyrzec! :)
UsuńTwoje jesienne tradycje nie różnią się dużo od moich. Herbata oraz kawa to nieodłaczne elementy każdego poranka. Wieczory zazwyczaj spędzam przy kominku, w tle leci film a z kuchni słychać szum piekarnika (zazwyczaj piekę ciastka). Książki towarzyszą zawsze przed snem. <3 Więcej takich postów, to miód na moje serce.
OdpowiedzUsuńJuż wyobrażam sobie Twoje jesienne wypieki i aż ślinka mi cieknie! Cieszę się, że masz swoje małe nawyki i chciałaś się nimi ze mną podzielić. <3
Usuńteraz czuję się jak jakiś głupol, bo większość mojego życia piłam herbate z cytryną i to każdą.. także tak xd a co do samego postu.. zachciało mi się herbaty, czy muszę coś dodawać?
OdpowiedzUsuńPicie herbaty z cytryną nic nie szkodzi, kochana! Nie wolną tylko parzyć herbaty z cytryną. ;)
UsuńNie, nie musisz niczego więcej dodawać!
Ja zazwyczaj zaczynam rok z Harrym Potterem :) Nie jest to KAŻDY rok ale co jakiś czas jak na prawdziwego potterhead przystało trzeba sobie serię odświeżyć!
OdpowiedzUsuńNiestety moja herbata musi być bardzo mocna, bardzo słodka i bardzo kwaśna - innej opcji nie ma :)